Zew dziecka

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Kolejny obraz prezentowany w konkursie na film z najlepszym scenariuszem osiemnastego Lata Filmów to „Babycall” - skandynawski dramat psychologiczny z nutką szaleństwa. Wbrew moim obawom okazał się wyjątkowo smakowity.

Tytułowe babycall to urządzenie służące do podsłuchiwania małych dzieci gdy śpią, ma sprawić by rodzice słyszeli jego oddech i głos nawet gdy znajduje się w innym pokoju. Podczas zakupu tego sprzętu Anna spotyka Helge, pracownika sklepu z elektroniką, któremu zaczyna na niej zależeć. Jednak ona, po doświadczeniu toksycznego związku z ojcem własnego dziecka, nie jest w stanie się z nikim związać. Syn kobiety nie jest niemowlęciem (dla których przeznaczona jest elektroniczna niania), a ośmiolatkiem. Początkowo strach i nadopiekuńczość bohaterki wydaje się uzasadniona. Z czasem powstają sprzeczności, widz zaczyna być nieufny, gdyż podobnie jak bohaterka widzi rzeczy, które nie mogą mieć miejsca. Protagonistka zdaje sobie sprawę ze swoich zaburzeń psychicznych, ale nie podejmuje leczenia bojąc się utraty syna, który jest jedynym pewnym elementem w jej życiu.

„Babycall” to film – zagadka, w którym aż do finału nie wiemy co jest prawdą. Pomysł takiego poprowadzenia narracji by prezentował punkt widzenia bohatera ogarniętego chorobą psychiczną nie jest nowy, wystarczy wspomnieć chociażby „Piękny umysł”, czy „Czarnego łabędzia”. Pål Sletaune szczególnie mocno nawiązuje do „Wstrętu” Romana Polańskiego niemal powtarzając jedną z kluczowych scen.

Znana ze szwedzkiej wersji sagi Millenium Noomi Rapace pokazała prawdziwą aktorską klasę. Postać Anny w jej interpretacji jest naprawdę niejednoznaczna. Odegranie zagubienia w świecie, w którym nie wiadomo co jest prawdą a co fałszem w połączeniu z obezwładniającą miłością do dziecka nie było łatwym zadaniem. Rapace poradziła sobie z tym znakomicie za co została nagrodzona podczas MFF w Rzymie.

Nie postawiłbym "Babycall" w jednym rzędzie z najwybitniejszymi filmami traktującymi o szaleństwie. Nie znaczy to, że dzieło Påla Sletaune jest filmem złym, wprost przeciwnie, jednak jak w wypadku większości obrazów opartych na tajemnicy to jednorazowa przyjemność.

Film obejrzany podczas festiwalu Lato Filmów.

Zwiastun: