WFF 6: Codzienność i rytuał

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Jednym z obrazów, jakie zapamiętał z dzieciństwa Yerlan Nurmukhambetov był mężczyzna uderzający kijem w drzewo. Później dowiedział się, że w ten sposób zbiera się orzechy. Z owoców tego drzewa wyrósł film pokazujący kazachską wieś, z jej obyczajami, rytuałami i niespiesznym tempem życia.

Bynajmniej ambicją Orzecha nie jest dokumentalizm. Widać to już w pierwszej scenie snu, kiedy jeden z bohaterów strzela do piejącego koguta i narzekającej żony. Pomiędzy marzeniem sennym, a jawą nie ma żadnego formalnego rozróżnienia. Co w kontekście całości okazuje się bardzo ważne, gdyż reżyserowi nie chodzi tyle o pokazanie stanu obecnego, co wyłuskanie elementów swojskich z rzeczywistości. Kazachstan przed kamerą Nurmukhambetova to kraj niemal wypisany z procesów globalizacji, pielęgnujący tradycje, nieco je przetwarzający, ale kulturowo niemal samowystarczalny. Do skopiowania nadawała się właściwie jedynie suknia panny młodej i okrągłe stoliki na weselu. Elementy ważne, gdyż film obraca się wokół obrzędów przejścia.

Jedna z pierwszych scen pokazuje porwanie dziewczyny, której rodzice nie godzą się na ślub. Porwanie przede wszystkim z nazwy, gdyż sama zainteresowana się na to godzi, a nawet musi się porwać sama, gdy pożyczony samochód nie chce odpalić ktoś go przecież musi popchnąć. Gdy rodzice dostają wiadomość o wyborze córki odbijają ją. Ślub dochodzi do skutku dopiero gdy wszystko będzie załatwione jak trzeba, zespół załatwiony, wodzireje zatrudnieni, a goście niosący w darze dywany zaproszeni. Obok centralnego dla filmu, wieloetapowego, skomplikowanego rytuału zaślubin pokazane zostały inne, odbywające się w innych momentach życia, jak obrzezanie. To ostatnie prowadzi do jednej z najśmieszniejszych scen Orzecha, zemsty dziewczynki za cierpienia jej brata.

Nurmukhambetov pracował z mieszkańcami południowokazachskich wsi, nie zatrudnił profesjonalnych aktorów, tylko zaangażował ludzi, dla których tradycja wciąż pozostaje żywa. Bohater jest zbiorowy, nie przyłożono specjalnej wagi do indywidualizacji mieszkańców wioski. Reżysera nie interesowały takie powieściowe naleciałości jak akcja czy trójaktowa kompozycja. Orzech pokazuje, a nie opowiada.

Świadomość wagi obrazu i umiejętność czynienia zwyczajnego niezwyczajnym to podstawowe zalety filmu Nurmukhambetova. Dzięki temu Orzech nie jest chybioną próbą wskrzeszania dawnych tradycji na kinowym ekranie, a okazał się znakomitym przedstawieniem ludzi w ich środowisku kulturowym. Nawet jeżeli zostało ono przez reżyserskie oko lekko przetworzone.