WFF 4: w pogoni za idolem

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Mohammed Assaf chłopiec ze strefy Gazy, wraz z siostrą i przyjaciółmi zakładają zespół muzyczny. Najpierw muszą zdobyć pieniądze i zorganizować sobie instrumenty, co w odciętej od świata strefie nie jest łatwe. Tym bardziej, gdy chce się zdobyć niekoniecznie zgodne z muzułmańską ortodoksją gitary, perkusję i sprzęt nagłaśniający. Abu-Assad pokazuje Mohammeda w dzieciństwie, przedstawia bohaterów, kreśli tło społeczne i obyczajowe, by następnie przejść do właściwego tematu. Eliminacji i udziału głównego bohatera w arabskiej edycji Idola. Już samo dotarcie do Kairu w obliczu coraz silniejszego konfliktu z Izraelem nie jest łatwe, a zwycięstwo dla amatora z najgłębszej z głębokich prowincji wydaje się niemożliwe. Jednak Mohammed ma talent i motywację, więc zatrzymanie go nie będzie łatwe

.

Idol powiela schemat filmu od zera do bohatera. To kino, w którym wiemy, że wszystko, co zostanie pokazane na ekranie będzie miało znaczenie przy osiągnięciu upragnionego celu. Nawet jeżeli wydaje się tylko niewinną zabawą, jak bieganie po dachach. Na szczęście bohaterowie są tak wiarygodni, że widz chce być oszukiwany i nie dostrzegać dobrze znanych mechanizmów wywołujących śmiech i łzy. Mimo opowiadania prawdziwej historii Abu-Assad okazuje się mistrzowskim łgarzem, bajerującym widza tak długo i skutecznie, aż zacznie on prosić o więcej. Można pisać o narracyjnym schematyzmie, oczywistych chwytach fabularnych i dramaturgii rodem z Idola właśnie, ale różnica pomiędzy tym filmem, a wieloma podobnymi polega na tym, że tu wszystko to działa doskonale. By to się mogło udać wysokiej jakości musiały być dwa elementy kluczowe dla tej historii, aktorstwo i muzyka.

Jeżeli chodzi o muzykę, to była samorozwiązującym się problemem. Reżyserowi pozostał jedynie wybór piosenek Mohammeda Assafa, który naprawdę nie bez powodu wygrał telewizyjne show. Abu-Assad bardzo mocno wplata utwory w narrację, nie sprowadza ich jedynie do ilustracji. Muzyka towarzyszy bohaterowi przez całe życie i piosenka powtórzona w dwóch różnych etapach nabiera odmiennych znaczeń. Szkoda, że one muszę być pośrednio rekonstruowane, gdyż brakuje tłumaczenia tekstów. Użycie i jego zmiany są oczywiste i odczuwalne, jednak sama warstwa tekstowa pozostaje niedostępna.

Wrażenie robi aktorstwo, szczególnie aktorów dziecięcych. Dzieciaki zostały świetnie dobrane, bardzo swobodnie czują się przed kamerą i są bardzo naturalne. W drugiej części filmu, gdy bohaterowie są już dorośli nie jest gorzej. Główna rola powierzona została Tawfeekowi Barhomowi. Reżyserowi zależało przede wszystkim na umiejętnościach, a nie podobieństwie do prawdziwego Mohammeda Assafa, co widać, gdy w finale pojawiają się archiwalne materiały z drugiej edycji arabskiego Idola. Wybór okazał się dobry, gdyż nie ma on plastikowej urody gwiazdora pop, mogącej okazać się zabójczą dla filmu. Główny bohater jest zwyczajnym chłopakiem z sąsiedztwa, przez co łatwiej się z nim utożsamić.

Widać w Idolu spory budżet, konieczny do zrobienia porządnego kina rozrywkowego, na który złożyła się Wielka Brytania, Holandia i Katar. Może i film Abu-Assada nie zapisze się złotymi zgłoskami w dziejach dziesiątej muzy, jednak jest spełniony jako feel good movie. Tym bardziej, że dobry humor nie należy do towarów najczęściej eksportowanych przez Palestynę.

Zwiastun: