Sputnik nad Moskwą

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Anna Melikian ma rzadko spotykany talent do opowiadania banalnych historii w niebanalny sposób. O miłości przemieniając wyeksploatowane romantyczne narracje w zadziwiająco świeży portret ludzi i miasta jedynie to potwierdza.

Klamrą kompozycyjną filmu jest wykład o miłości. I zaprawdę powiadam Wam, takiego pseudonaukowego bełkotu nie powstydziliby się polscy Janusze kołczingu. Od mambo dżambo schną uszy, ale to właśnie z tego kiczowatego centrum wyrastają historie sześciu kobiet, które w Moskwie albo mieszkają całe życie, albo, jak Japonka, przyjechały do rosyjskiej stolicy przeżyć romans. Łączy je to gigantyczne miasto i miłość. Trudno o bardziej słodkopierdzący pomysł, ale poszczególne historie zostały tak dobrze napisane i zrealizowane, że schodzi to na dalszy plan. Najlepsza jest pierwsza opowieść o parze cosplayerów, którzy nigdy nie spotkali się bez kostiumów. Oboje wcielają się w postaci z anime, ona jest Himeą, on Taito. Do czasu aresztowania przez policję nie znają nawet swoich prawdziwych imion. Kiedy próbują spotkać się poza swoimi postaciami zupełnie nie potrafią się odnaleźć. W tym wątku jest wszystko, co było dobre w Gwieździe - kreowanie tożsamości, lekka ironia i wizualny odjazd.

Pozostałe historie są bardziej kameralne, ale każda eksploruje inny gatunek filmowy. Opowieści o sekretarce, której szef składa niemoralną propozycję blisko do melodramatu, zaś Japonka odwiedza Moskwę w typowo komediowym stylu. W filmie autorki Rusałki można odnaleźć i melodramat i komedię romantyczną. To summa filmowych narracji o miłości połączona luźnym motywem wykładu. I gdyby nie forma dałoby się ten nadmiarowy, niekiedy mdlący cukrem, słodkościami i różnymi ślicznościami, obraz wepchnąć do szufladki "kino gatunkowe" i szczęśliwie o nim zapomnieć.

Anna Melikian nie waha się przed wystrzeleniem wszystkich pocisków, jakie znajdują się w arsenale współczesnego kina. Montaż bywa niekiedy tak frenetyczny, że może zrobić się niedobrze. Widz zasypywany jest wizualnymi atrakcjami w ilościach niespotykanych w teledyskach. Slow motion, zabawy saturacją, dzielenie ekranu, wykorzystanie kilku różnych formatów obrazu, animacja. Te i wiele innych efektownych rozwiązań formalnych można odnaleźć w filmie twórczyni Gwiazdy. Reżyserka zachowuje się jakby nie obowiązywały jej żadne zasady i kręci jak chce, do maksimum wykorzystując nowo zdobytą wolność. Ta dawno nieodczuwana nowofalowa energia wznosi O miłości na wyższy poziom.

Nie jest to film przesadnie mądry, ani wyjątkowo odkrywczy. Powstał jednak ze szczerej miłości do kina. Anna Melikian pokazuje, że portretowana przez nią Moskwa nie tylko nie wierzy łzom, ale też szczerze kocha, również film. To rodzaj miłości, który nie pojawia się w dialogach. Za to widać go w każdym ujęciu.