On ne change pas

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Xavier Dolan jest najciekawszym współczesnym młodym filmowcem. Po Tomie, który był wycieczką na wrogi wiejski teren powraca do punktu wyjścia. Podobnie jak w debiutanckim Zabiłem moją matkę, opowiada o relacji matki i syna, jednak tym razem zrobił film bardziej wiarygodny, dojrzalszy emocjonalnie i artystycznie.

Piętnastoletni Steve to trudny dzieciak, gdy podpala stołówkę, Diane, jego matka, musi zabrać go z zamkniętego ośrodka, gdzie do tej pory przebywał. Chłopak ma ADHD i posłanie go do normalnej szkoły jest niemożliwe. Kobieta nie może kontynuować pracy, zostaje w domu z synem miewającym napady szału. Opatrzeć rany po jednym z nich pomaga sąsiadka, Kyla, nauczycielka przebywająca na urlopie naukowym z powodu problemów z jąkaniem się. Kyla próbuje uczyć Steve'a do obowiązkowych egzaminów i zaprzyjaźnia się z nim i jego matką. Mimo postępów w nauce nad rodziną ciągle wisi widmo oddania chłopaka do szpitala psychiatrycznego.

Podjęcie trudnego tematu nie oznacza ponurego tonu. Reżysera interesuje życie w różnych jego aspektach, a z nawet najpoważniejszej sytuacji potrafi wydobyć humor. O wyjątkowości Mamy świadczy fakt, że wreszcie udało się Dolanowi spotkać z Innym. Tym razem nie opowiada o sobie (podobną próbą, za to moim zdaniem mniej udaną było Na zawsze Laurence) a o innych. To przejście w stronę mówienia o obcości dobrze filmowi zrobiło, egzaltację zastąpiła ironia, a zaangażowanie empatia.

Xavier Dolan tym razem nie szarżuje, to jego pierwszy film, w którym nie napawa się świetnością swoich pomysłów realizacyjnych. Nie porzuca swojego charakterystycznego stylu, jednak brak w Mamie scen, które są li tylko pustymi ozdobnikami (warto przypomnieć chociażby pamiętne tango w stodole z Tom à la ferme czy nadużywanie wykonywanego przez Dalidę Bang bang w Wyśnionych miłościach). Oczywiście, nie brakuje teledyskowych scen, ale piosenki świetnie komentują całość. Moim zdaniem najcelniej robią to On ne change pas "kanadyjskiego skarbu narodowego" Celine Dion, oraz Vivo per lei Andrei Bocellego. Pierwsza świetnie pokazuje jak podobna do syna jest matka, ale też mówi o niemożności wyrwania się z tej sytuacji. Druga, śpiewana przez syna oddaje siłę uczucia chłopaka. Nieoczekiwane podobieństwa i świetnie rozgrywane odmienności stanowią o sile tego filmu również pod względem formalnym.

Temat nie do ominięcia to zdjęcia, ten reżyser zawsze przykładał ogromną wagę do warstwy wizualnej. W Na zawsze Laurence korzystał z rzadko spotykanego obecnie formatu 4:3, w Mamie idzie krok dalej. Kadry są kwadratowe, co eliminuje z filmu wszystko poza aktorami. Widz przez niemal dwie i pół godziny obcuje z Diane, Stevem i Kylą. Dolan wykorzystuje bliskie plany by zbudować wrażenie intymnego kontaktu z drugim człowiekiem.

Odnosi na tym polu sukces również dlatego, że w głównych rolach obsadził znakomitych aktorów. Prawdopodobnie najwięcej pochwał zgarnie debiutujący Antoine-Olivier Pilon, jednak chciałbym zwrócić uwagę na partnerujące mu dwie wybitne aktorki. Anne Dorval, znana z Zabiłem moją matkę dostaje szansę na rehabilitację, prezentację macierzyństwa z własnej perspektywy. Jest naturalna, mimo zamiłowania dla nieco zbyt krzykliwych strojów, poświęca się dla swojego dziecka, ale nie próbuje robić z siebie męczennicy. Prawdziwą perłą jest rola Suzanne Clément, jej Kyla ma wewnętrzne piękno, delikatność i tajemnicę. Fascynująca jest obserwacja konfrontacji tych dwóch kobiet na jednym ekranie, tym bardziej, że sportretowano je z niespotykaną czułością i zrozumieniem.

Widać w Mamie niezwykłą radość tworzenia, którą reżyser potrafi zarazić. Po raz pierwszy w wypadku tego reżysera czułem, że był to nie tylko sprawnie zrealizowany film, ale też spotkanie z drugim człowiekiem, uwikłane, dzięki muzyce, w doświadczenie współczesności.

Zwiastun: