O fokach i ludziach

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Od międzynarodowej premiery Sekretu księgi z Kells minęło sześć długich lat. Tomm Moore nie zmarnował tego czasu, spektakularnie powrócił z Sekretami morza, filmem dojrzalszym artystycznie, ale równie poruszającym co debiut. Korzystając ze sprawdzonego patentu na opowieść o dojrzewaniu angażującego głębokie pokłady irlandzkiej kultury przywraca wiarę w siłę animacji, nie tylko dla dzieci.


Seanchaí

Głównym bohaterem jest Ben, którego młodsza siostra Sirsza kończy sześć lat. Jej urodziny są zawsze bolesne dla chłopca, wraz z narodzinami dziewczynki stracił matkę. Przerzuca swój ból na nią, co przychodzi mu tym łatwiej, że siostrzyczka nie mówi. Jednak wszystko zaczyna się zmieniać gdy Sirsza odnajduje muszlę należącą do matki, otwiera się przed nią świat zasiedlony przez istoty z ludowych wierzeń: wróżki, sowy, dawnych wojowników i bardów. Skarlałych, w większości obróconych w kamienie, ale budzących się pod wpływem magicznej pieśni.Dziewczynka jest, tak jak jej matka, selkie, istotą potrafiącą, jeżeli ma na sobie futro, przemienić się w fokę. Selkie mają jedno ważne zadanie, ich śpiew wyzwala starożytnych mieszkańców Irlandii i pozwala im opuścić świat ludzi. Nie wszyscy są jednak zainteresowani wolnością, Sirsza zostaje porwana przez Machę, boginię-sowę, transformującą sobie podobnych w skały, zabierając ich strach i cierpienie. Ben musi uratować siostrę nim będzie za późno. Stawkę stanowi powrót do wspólnego życia z ojcem, które, gdy zostało stracone nagle nabrało ogromnej wartości.

Wielkość filmu Toma Moora nie polega ani na delikatności w obrazowaniu dziecięcych bohaterów, ani na brawurowym, niekoniecznie ortodoksyjnym, wykorzystaniu celtyckich wierzeń, ale na pokazaniu jak dziecko wykorzystuje baśń. Jak opowieść w nim pracuje, jak zachodzą procesy identyfikacji. W oczach Bena Mac Lir, rozpaczający tak bardzo, że z jego łez powstał ocean, staje się jego ojcem, a Macha, starająca się ulżyć synowi w cierpieniu, ma rysy babki. Sekrety morza są metabaśnią, ale to nie sprawia, że ich siła rażenia jako filmowej baśni jest mniejsza. Analiza procesów psychologicznych to rozrywka dla starszej widowni i można tylko chwalić, że jest bawiona w taki sposób, a nie, co ostatnimi laty częste, czerstwymi żartami adresowanymi do rodziców.

Młodszemu widzowi zapewniono sprawnie poprowadzoną akcję, chociaż zdecydowanie nie jest to najbardziej dynamiczny film dla tego przedziału wiekowego, i ekscentryczne postaci. Ben i Sirsza spotykają na swej drodze śpiewające skrzaty, wskazujące drogę świetliki i zapominalskiego Seanchaí, którego każdy włos jest inną opowieścią o fantastycznych mieszkańcach Irlandii. Przede wszystkim muszą jednak skonfrontować się z Machą, antagonistką posiadającą swoje racje. I nie da się ich zbyć, trzeba się z nimi zmierzyć.


Sekret księgi z Kells bawił się formami malarstwa miniaturowego, co było doznaniem odświeżającym. Jak Moore poradził sobie bez takiego wizualnego wzorca? Bardzo dobrze, wciąż widać wyraźną stylizację, tym razem inspiracją są przedchrześcijańskie zabytki. Podobnie jak w debiucie akcja rozgrywa się zazwyczaj na jednym planie i nie przywiązuje się tu dużej wagi do złudzenia trójwymiarowości. Kadry skomponowano symetrycznie, jednak dużą rolę odgrywają krzywe, a zwłaszcza charakterystyczne dla sztuki celtyckiej spirale. Porównując z pierwszym flmem Moore'a trzeba powiedzieć, że tym razem stworzył obraz subtelniejszy, bardziej bogaty i jednorodny.

Song of the Sea można śmiało postawić na półce z najlepszymi produkcjami studia Ghibli. Dawno w kinie nie można było zobaczyć takiego popisu wyobraźni połączonego z mrówczą pracą animatora i odwagą opowiadania językiem własnej kultury w czasach globalnego rynku. Mówiąc bardziej po ludzku, jeżeli śpiew foczego dziecka naprawdę wzrusza, to znak, że mamy do czynienia z wielkim filmem.

Zwiastun: