Incepcja- w chłodzie i oparach popcornu

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Rzadko zdarza mi się chodzić na blockbustery. Z kilku powodów, a najważniejszym z nich jest jedzenie. Powstają coraz wymyślniejsze przekąski, a ich głównym celem jest możliwość jak najgłośniejszego chrupania. Nie można zjeść przed wejściem? Chrupacze, ciamkacze i siorbacze to jeszcze nie wszystkie atrakcje, pewne warszawskie kino ma salę tortur. Straszliwą kichę z klimatyzacją ustawioną na 15 stopni (a dziwiłem się, że niektórzy przyszli w kurtkach). Na szczęście film, oraz długie reklamy, które spowodowały uszczuplenie zapasów jadła widowni, zrekompensował mi to wszystko.

Na temat fabuły nie ma się co rozwodzić, akcja promocyjna była wielka i głośna, więc zrobię to najbardziej skrótowo jak się da. "Incepcja" to opowieść o Domu Cobbie, specjaliście w wydobywaniu informacji ze snów. Dostaje propozycję nie do odrzucenia, ale musi dokonać pozornie niemożliwego. Zbiera ekipę i przystępuje do dzieła, jednak nie wszystko idzie po jego myśli. Nie brzmi znajomo? Większość filmów o przekrętach, skokach na banki, czy innej przestępczości zorganizowanej tak wygląda. Protagonista zawsze musi mieć drużynę, niczym Frodo idący z pierścieniem. Tu też tak jest. Christopher Nolan wychodzi z banału obronną ręką dzięki fabularnemu zagmatwaniu, szkatułkowej kompozycji i zabawie z czasem. Nie widziałem jeszcze filmu który by tak doskonale łączył szaleńcze tempo i misterną kompozycję.

Nolan opowiada historię z ogromną wprawą, sprawnie przeplata i łączy ze sobą poszczególne rzeczywistości. Decyduję się na nazwanie snów rzeczywistościami bo nie mają typowych cech. Rozumiem, że miejsca mają być realistyczne, bo są obiektami świadomej kreacji, ale co z projekcjami? Człowiek, który je tworzy nie ma nad nimi kontroli. Dlaczego ludzie, a nie płonące żyrafy albo słonie na szczudłach? Reżyser odrzuca całą sferę nieracjonalności, a umysł zbudowany jest dla niego jak planeta. Im głębiej tym poziom gorętszy, bardziej sprawny, szybszy. Akcja rozgrywa się w różnych pokładach umysłu i 10 godzin czasu rzeczywistego w samym centrum, w Limbo może trwać wieczność.

Jest to również opowieść z cyklu "co by było gdyby...", tym razem. Dało się wejść do czyjegoś snu. Z pominięciem szczegółów technicznych, co było stawiane jako zarzut. Połączenie odbywa się przy pomocy jakiegoś urządzenia w walizce. Nie dowiadujemy się w jaki sposób jest możliwe to co obserwujemy przez ponad dwie godziny. Takich niedookreśleń jest więcej. Nie znamy nawet przybliżonego czasu akcji, chociaż sądząc po pewnych szczegółach jest to bliska przyszłość, albo nawet teraźniejszość. Gdyby do "Incepcji" przykładać kryteria obowiązujące w literaturze science fiction, nie obroniłaby się. Historia jest przedstawiona perfekcyjnie, ale świat już nie. Fakt, że jest tylko tłem, ale bardzo ważnym. Jednak film to nie literatura i można wybaczyć brak żelaznej, takiej jak np. u Dukaja, konsekwencji.

Dlaczego dałem dziewiątkę? Czekałem na ten film, a nie obiecywałem sobie cudów, nie czytałem, nie oglądałem materiałów promocyjnych. Otrzymałem świetny realizatorsko, wyśmienity scenariuszowo, dobrze zagrany, inteligentny, opowiedziany w szaleńczym tempie, wgniatający w fotel heist movie na pograniczu sf. Do tej pory mój numer jeden wśród filmów tego roku. Tak, to jeden z najinteligentniejszych blockbusterów w dziejach kina. Czy mógłby być lepszy? I tak i nie, na nic bardziej indywidualnego, nowatorskiego nikt nie dostanie takiego budżetu jaki miał Nolan, a trzeba przyznać, że bez takich pieniędzy nie dałoby się zrobić tego z takim rozmachem, a "Incepcja" bez sceny walki w stanie nieważkości (chyba najlepsza taka sekwencja w ostatnich latach) nie byłaby tym samym.

Smaczki- tych jest trochę w tym dziele. Bohaterowie są wybudzani piosenką Edith Piaf, którą zagrała Marion Cotillard w "Niczego nie żałuję". Cobb to pajęczyna, a imię Ariadne nawiązuje do mitu o minotaurze. Imiona tej dwójki mogą sugerować happy end. Przeczytaj spoilery +

Zwiastun:

Ja byłam na "Incepcji" o 11:30 - kino puściutkie i bezpopcornowe :) Co prawda wtedy trzeba wytrzymać zmasowany atak klimy, ale jest atmosfera do kontemplacji.

A, co do technikaliów to całkiem bezproblemowo założyłam, że świat "Incepcji" po prostu nie jest moim światem, tym samym jest to bardziej film fantasy niż science-fiction. W tym świecie można włamywać się do snów za pomocą ustrojstwa w walizce i tyle.

Dukaj zrobił coś podobnego w "Innych pieśniach" - stworzył bardzo konsekwentny świat opierający się na obcych nam zasadach. Z jakichś powodów jednak mówi się o tej książce "fantastyka naukowa". :)

Dukaj w ogóle lubi zmieniać jak najmniejszy element i przewidzieć jak najdalej idące konsekwencje. Akurat w wypadku powieści Dukaja wolę nie doleepiać etykietek gatunkowych, bo "Inne pieśni" i "Lód" to literatura przez duże L i nazywanie ich fantastyką jest krzywdzące. Co do "Innych pieśni", opiera się na koncepcji formy Arystotelesa w połączeniu z tym, że obiekt obserwowany zmienia się przy obserwacji (fizyka kwantowa); a "Incepcja" nie wchodzi zupełnie w rejony jakiegokolwiek uzasadnienia. Trochę mi brakuje konsekwencji rozrywkowych. Skoro technologia jest dostępna, przynajmniej dla bogatych, to powinna mieć nieco większy oddźwięk. Z jednej strony podłączani są jacyś ludzie w Mombasie, zakładam, że nie milionerzy. Z drugiej bohaterowie zakładają, że obiekt (dziedzic fortuny) nie odbył szkolenia w uzbrajaniu umysłu. W społeczeństwie informacyjnym rzecz co najmniej dziwna. Więc wynalazek jest ogólnie dostępny, czy ukrywany. Zero informacji.
Jako film rozrywkowy dzieło Nolana jest genialne, jako fantastyka naukowa już nie.

Nie pomyślałam o tym. :) Ale wszystkie podane przez Ciebie wątpliwości można rozwiać zakładając, że technologia wchodzenia do cudzych snów jest zakazana, podobnie jak w naszym świecie klonowanie ludzi. Dla mnie tak to wyglądało - testowanie anestetyków na biedakach itd.

Zdumiałeś mnie - nazywanie książki fantastyką krzywdzące? Wydawało mi się, że tego typu literatura wyszła już dawno z getta. Stanisław Lem pisał przecież fantastykę i nikt nie śmie zaprzeczyć temu, że wielkim pisarzem był. Tak samo Dukaj wg mnie :)

W takim razie obiekt powinien tym bardziej przejść szkolenie, i ekipa o tym wiedzieć, jeżeli istnieje świadomość, że technologia istnieje.

Też uważam, że tych dwóch jest wielkich, ale sam Lem mówił, że nie lubi science fiction. I nie sposób nie przyznać mu racji. Większość utworów z szeroko rozumianej fantastyki jest straszliwie miałka i cierpi na poważną bolączkę, albo świat, albo fabuła. Lem, bodajże w "Bibliotece XXI wieku", pisał, że najlepszym sposobem na ukrycie naukowego odkrycia jest opisanie go w powieści science fiction, nikt w to nie uwierzy.
Z polskiej fantastyki ilu było pisarzy wybitnych, może pięciu? A wielkich? Zresztą na świecie jest tak samo. Fantastyka jest worem straszliwie obszernym i pakowanie do niego Dukaja i debiutantów z Fabryki Słów jest krzywdzące, dla tego pierwszego oczywiście. Zarówno w fantasy i w sf dominuje zatrważająca wtórność, cały czas. Chociaż ostatnio New Weird daje pewną nadzieję. Mówię to jako fan fantastyki, który się na gatunku chował i nie chodzi o jakikolwiek ostracyzm literacki.

Na ile pamiętam takie szkolenia były organizowane, po prostu Artur nie sprawdził należycie, czy Fisher takie przeszedł (i dostał za to ochrzan). Zwykła wpadka przy planowaniu skoku. Ale się nie upieram, Incepcja zdecydowanie nie jest typem hard science fiction. :)

W ogóle literatura jest straszliwie miałka w większości. Na każdego Rotha czy McCarthy'ego przypada po sto Grochol. Ilu mieliśmy wielkich pisarzy nie parających się fantastyką? Też niewielu. Uważam, że nie należy odbierać fantastyce tych kilku geniuszy, bo wtedy faktycznie będzie można ją uznać za gatunek podrzędny.

Zadziwiła mnie Twoja interpretacja końcówki.

Przeczytaj spoilery +

A Ty Esme jak to widzisz?

Na samym końcu zaczął drgać, a więc z pewnością sekundę później się przewrócił.

Ja zapamiętałem że zaczął nieco drgać (byłem pewien że w tym momencie się przewróci), ale zaraz potem wrócił do standardowego się kręcenia, więc IMHO nie można nic tu stwierdzić na 100%.

Tak czy siak konieczny jest drugi seans :)

Albo przynajmniej powtórka ostatniej minuty :P
Choć wydaje mi się, że gdyby miał się przewrócić, to trochę by to jednak bez sensu było.

Doktorze, :)

Jeśli chodzi o bączek, to miałam wrażenie, że już po zapadnięciu ciemności słyszałam odgłos chybotania. Ale ta scena celowo była niejednoznaczna.

Ciekawie napisał o tym Negrin pod recenzją Nuli - tu i tu. W pierwszym komentarzu jest też link do kompletu interpretacji filmu :)

Osobiście uważam, że wszystko było snem, nie wyłączając happy endu. Tylko wtedy powstaje problem, czy Mal to projekcja czy żywa osoba, która usiłuje wyciągnąć Cobba ze snu. Myślę, że projekcja, ale to by oznaczało, że żona zostawiła Cobba na pastwę losu, a przecież kochała go jak nie wiem co.

Saito? Mimo upływu lat pamiętał doskonale o umowie, świadczy o tym dialog w czerwonej sali. A telefon? Czy dla gościa, który potrafi przechytrzyć ekipę Cobba (początek filmu), zagnieżdżenie sobie gdzieś w podświadomości schowka z ciągiem liczb stanowiłoby jakiś problem?

Albo przynajmniej powtórka ostatniej minuty :P

Mówisz, masz :)

http://www.metacafe.com/watch/4932646/spoiler_audience_reaction_to_inception_ending/

Mam wrażenie, że celowo uzyskano efekt perfekcyjnie niejednoznaczny :)

Nie wiem jak Nolan to zrobił, ale drugi seans wbił mnie w fotel jeszcze bardziej niż gdy pierwszy raz oglądałem, a wtedy naprawdę mnie zachwycił. Chyba nie sposób na pierwszym seansie delektować się w pełni całym ogromem wizji i wychwycić wszystkie niuanse scenariuszowe. Scenariusz jest tak genialnie zakręcony i jednocześnie spójny o dziwo, że kompletnie odleciałem. Ten film uzależnia.

Bączek zaczął drgać, więc musiał się przewrócić, oczywiście zakładając zachowanie praw fizyki. Przeczytaj spoilery +

Po zastanowieniu stwierdzam, że Przeczytaj spoilery +

Równie dobrze nic może nie być realne, żaden z bohaterów nie istnieć, a całość to czyjś sen. Rozwiązywałoby to problem technologii. Zresztą, można tak długo, możliwych interpretacji jest mnóstwo.

A co do popcornu to też się zgadzam. Też mi chrupali i ponowny raz zastanawiałem się a) dlaczego nie można wytrzymać 2h bez jedzenia, b) dlaczego sprzedaje się jedzenie "hałasujące" (pop-corn, nachos)

@inheracil - jakieś urządzenie w walizce to rodzaj kroplówki z narkozą, chyba że coś źle zrozumiałem...

Ech tan bączek - gdyby nie on wszystko byłoby jasne. A tak nie wiemy, kto miał rację Mal czy Cobb. Jednak przyznam szczerze to dla mnie kwestia drugorzędna wobec tego, jak niby kręcący-niby wywracający się bączek został zrealizowany. Chociaż z drugiej strony - jeśli można na ekranie stworzyć planetę, to co dopiero taki detal.

Swoją drogą, ciekawe jak działały totemy innych?

Artur miał sfałszowaną kość do gry, która we śnie powinna dawać takie wyniki rzutów jak prawdziwa. A Ariadna niestandardowo wyważoną figurę szachową, która we śnie przewracałaby się jak prawdziwa a w realu w jakiś specjalny sposób.

Dzięki, jakoś mi to umknęło...

Dodaj komentarz