Herstoria pewnego życia

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Francuski naturalista Guy de Maupassant nie cieszy się wielkim zainteresowaniem filmowców, mimo że w latach 60 jego twórczością zainspirował się sam Jean-Luc Godard tworząc Męski - żeński: 15 scen z życia. Kilka lat temu na polskie krany zawitała adaptacja Ukochanego, pełna hollywoodzkich gwiazd, ale nie świecąca przesadnym blaskiem. Jak z zadaniem adaptacji Historii pewnego życia poradził sobie Stéphane Brizé?

Pytanie jest tym istotniejsze, że siłą poprzedniego filmu tego reżysera - Miary człowieka, było obnażanie mechanizmów rządzących współczesnym światem konsumpcji. Czego więc taki twórca szukał w głębokim XIX wieku? Nie wiadomo, wiadomo jednak co znalazł - silną bohaterkę. To kreacji postaci Jeanne podporządkowane zostały wszystkie elementy filmu. Z jednej strony jest to ciekawe spełnienie naturalistycznego postulatu stworzenia laboratoryjnego dzieła sztuki, w którym bada się wycinek rzeczywistości, z drugiej fabuła zredukowana do przypisów do charakterystyki bohatera (i zdecydowanie nie jest to wydanie Biblioteki Narodowej) po prostu nuży.

Polski tytuł może być mylący, przede wszystkim dlatego, że kładzie nacisk na historię, a nie na życie. Obraz Brizé ma fabułę, ale podano ją w niekonwencjonalny sposób. O wydarzeniach z życia Jeanne raczej się dowiadujemy niż je widzimy. Urywki dialogów i fragmenty listów informują widza nawet o tak istotnych kwestiach jak zamążpójście. Film charakteryzuje się przesunięciem czasowym wobec wydarzeń, jest retrospektywny, przefiltrowany przez spojrzenie protagonistki, a ta skupia się przede wszystkim na sobie. Widz ogląda ją czytającą, rozmyślającą, wspominającą, spacerującą. Jej domena to życie wewnętrzne, a nie działanie.

Nawet oryginalne Une vie nie oddaje sprawiedliwości filmowi. W tym obrazie nie chodzi nawet o życie, a o żyjącą, wokół której orbitują strzępy opowieści, a pozostali ludzie są jedynie lustrami, w których się przegląda. Pomysł sam w sobie jest doskonałą formułą dla kina artystycznego, o ile towarzyszy mu odpowiednia forma. Historia pewnego życia jest rewersem Śmierci Ludwika XIV Alberta Serry. Traktuje o życiu, a nie o umieraniu. Rozwleczona została na dekady, a nie skupiona w jednym miejscu i ograniczonym czasie. Jednak pomysł konstrukcyjny pozostaje taki sam, kamera nie spuszcza z oka bohatera, redukując do minimum wszystko wokół. Reżyserowi Miary człowieka brakuje jednak szaleństwa i radykalizmu hiszpańskiego autora. Przez to Historia pewnego życia jest obrazem o nikłej sile oddziaływania. Kobiecy temat gubi się gdzieś w pokojach posiadłości, koronkach i kolejnych gałęziach oddających stany psychiczne bohaterki. To dotkliwa porażka dla filmu, który próbuje zmienić formułę kina kostiumowego. Bez mocno zarysowanego tematu, mimo tych wszystkich wysiłków, ostatecznie nic się nie zmienia, ponieważ zostaje jedynie pusty kostium, a jedyne co oferuje takie kino to przyjemność z konsumpcji obrazów.

Koncepcyjne niedostatki kompensuje aktorstwo. Judith Chemla doskonale wykorzystała dany jej czas i niepodzielnie panuje na ekranie. W kinie rzadko zdarzają się tak subtelne, operujące najdelikatniejszymi środkami kreacje. Brizé po raz kolejny pokazał, że doskonale potrafi poprowadzić aktorów i zadbać o to, by warstwa wizualna filmu im pomagała, a nie przeszkadzała. Tym większa szkoda, że reżyser Mademoiselle Chambon nie potrafi opowiadać w taki sposób, by historia podkreślała talent i pracę odtwórców głównych ról, a nie była dla nich jedynie balastem.

Narracja i aktorstwo są bardzo trudne do oddzielenia w Historii pewnego życia. Dzięki kreacji Judith Chemli nie jest to film o konkretnym życiu z powieści Maupassanta, a każdym kobiecym życiu. I to, że powstał na bazie konkretnego materiału literackiego nie ma większego znaczenia. Powieść jest tu tylko pretekstem do opowiedzenia modelowej herstorii. Na tyle fragmentarycznej, że może mieć miejsce i 200 lat później.

Zwiastun: