Afrykamera: Atleta

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Tegoroczna Afrykamera odbywa się po hasłem "Duma Afryki". "Atleta", koprodukcja etiopsko-amerykańsko-niemiecka, świetnie wpisuje się w ten slogan. To pozytywny, dobrze zrobiony, sportowy film opowiadający historię człowieka, z którego dumna była cała Afryka.

Głównym bohaterem dzieła reżyserskiego duetu Frankel i Lakew jest Abebe Bakila, żołnierz gwardii cesarskiej Hajle Selasje (tak, tego Hajle Selasje, który według Kapuścińskiego miał pieska Lulu obsikującego buty dostojnikom). To znakomity biegacz, zostaje wysłany na olimpiadę w Rzymie, gdzie zdobywa złoty medal w biegu maratońskim. Na kolejnych igrzyskach, tym razem w Tokio, znowu wygrywa. Jego wyniki są imponujące, na 15 maratonów 12 zwycięstw. Jednak dobra passa nie trwa wiecznie, sportowiec ulega wypadkowi, który spowodował paraliż dolnej połowy ciała.

Historia nie została opowiedziana w sposób linearny, znaczną część opowieści poznajemy dzięki retrospekcjom. Natomiast rzeczywisty czas akcji rozpoczyna się niedługo przed samochodową kraksą, a kończy wraz z jego śmiercią. Zabieg ten pozwolił maksymalnie skondensować narrację. W tym filmie, podobnie jak w starogreckiej tragedii, znajduje się tylko jeden wątek, w tym wypadku - kariera Abebe.

"Atleta" nie wpada w charakterystyczne dla filmów biograficznych schematy. Zupełnie pominięte zostały matki, żony i kochanki głównego bohatera. Rodzina pojawia się jedynie w rozmowach, nigdy jej nie widać. Uwaga twórców skupiła się tylko na jednej osobie. Nie wiem czy doszukiwać się tutaj roli patriarchalnego modelu etiopskiej rodziny, czy też uznać to za dobrą, świadomą decyzję, pozwalającą uniknięcia tematu rodzinnych dramatów, raczej skłaniałbym się ku tej drugiej opcji.

Nie oznacza to wcale, że tematycznie filmowi nie można nic zarzucić, jest opowieścią z jasnym, prostym przesłaniem - "nie liczą się mięśnie, a serce". Na szczęście zostało podane nienachalnie, tak, że można ten dydaktyzm wybaczyć. Nawet scena wyścigów psich zaprzęgów, która najpełniej wyraża morał nie ocieka patosem, jak się można tego spodziewać.

Niewątpliwym atutami filmu są montaż i zdjęcia. Archiwalne nagrania z zawodów przeplatają się z cudownej urody widokami wyżyny abisyńskiej w sposób bardzo płynny. To wszystko podane w takt etnicznej muzyki, co do której mam ambiwalentne uczucia, momentami pasowała idealnie - świetnie ubarwiała części dokumentalne, jednak czasami bardziej przeszkadzała, niż pomagała w odbiorze.

"Atleta" jest dziełem z pogranicza dramatu, dokumentu i biografii, a co ważniejsze dobrym filmem. Mam nadzieję, że Afrykamera pokaże, iż Czarny Ląd może się poszczycić nie tylko sportowcami, ale też produkcjami kinowymi.

Obejrzane podczas:

"Atleta" wygrał dwa lata temu w Rotterdamie, więc spodziewałem się mniej mainstreamowego filmu, ale faktycznie nie można mu wiele zarzucić. Jest wprawdzie laurką dla Abebe Bakila, ale laurką narysowaną przez dobrego grafika. Scena wyścigów psich zaprzęgów była wręcz wzruszająca, szczególnie gdy płynnie przeszła w scenę oglądania tej sceny, w kinie w Addid Adebie.
Jeśli szukacie pozytywnego dramatu z nutą egzotyki, Atletę można polecić bez wahania.

Edit: ech, czytać nie umiem, Atleta wygrał w Edynburgu, nie Rotterdamie. W takim razie nie ma się co czepiać mainstreamowości filmu.

Film laurka, pocztówka. Idealny na polsat prime time w którąś niedzielę. Powstają dobre filmy biograficzne, ale to była jedna z złych odmian.

Jednak film się oglada przyjemnie, nie można nic zarzucić formie (poza kiczowatymi ujęciami). Jednak piękno-kiczowaty to za mało

Bez przesady, to nie jest arcydzieło światowej kinematografii, ale stężenie kiczu jest na przyzwoitym poziomie.

Dodaj komentarz